piątek, 10 czerwca 2016

wewnętrzna emigracja

łup, łup, łup, pralka tłucze się w łazience a ja zastanawiam się, kiedy sąsiad z dołu przyleci z pretensjami, że pęka mu strop.
żartuję, nic się nie tłucze, słychać tylko rzężenie pompy. bęben od dawna jest już tak krzywy, że musiałem zrezygnować z wirowania. rozwieszam po prostu mokre koszulki nad brodzikiem prysznica by smętnie ociekały, kap, kap, kap, zmieniając się jednocześnie w porozciągane czarne szmaty. rano przewieszę je na suszarkę.
by mieć pewność, że nie zniszczę podłogi postawię ją jednak na kuchennej terakocie.

w sklepie kupiłem czarny czajnik. nie jest może najpraktyczniejszy, ale zebrał komplet punktów za kolor. steinbeck przynudza podróżując z charleyem, thompson ma nieco ciekawszą podróż z wyjętymi spod prawa motocyklistami a allione karmi swoje demony. w pociągu o nazwie dionizos nie ma wagonu barowego, do dupy z takimi dionizjami, na szczęście sprawdziliśmy to wcześniej i byliśmy przygotowani.

czy mówię po polsku, pyta sąsiad któremu kłaniam się od kilku lat na klatce, kiedy potwierdzam zapada krępująca cisza, zjeżdżamy razem z dziewiątego na parter, szkoda że nie można udać, że ja tylko na trzecie, pożyczyć szklankę cukru, zresztą i tak nie ma przycisku stop. kosmos czuwa nad nami, rzucam tę robotę by zająć się badaniem związków między układem planet a rynkami finansowymi, słyszę w pracy. to tylko nieszkodliwy tłuszczakowłókniak, widzę go bardzo wyraźnie, nie ma się czym martwić, słucham w przyjemnym półmroku gabinetu szpitala zbudowanego na wzór amerykański jak pan doktor wpisuje rozpoznanie do systemu i myślę że, hehe, symetria nie zawsze jest estetyką głupców, ale jednak intuicja każe mi wysłać pana na biopsję, miły pan doktor nerwowo i wielokrotnie naciska backspace. za to tarczycę mam zdrową, dzięki ci borze, odpukać w niemalowane drewno.