poniedziałek, 21 września 2015

pies

kiedy jesteś jak bity pies i łasisz się do nogi każdego kto zapamiętał twoje imię, to musisz wiedzieć że twoje życie będzie ciężkie. opowiem wam historię jednego gościa, który był właśnie jak taki pies.

to zdarzyło się pod małym, brudnym i zasyfiałym miasteczkiem w środkowej polsce, leżącym obok dużego, brudnego i zasyfiałego miasta z wielkim bezrobociem i wygasłymi kominami fabryk. może chodzi o to miasto gdzie w sylwestra rozjechano kobietę w ciąży, tę, która położyła się przed maską żeby kierowca nie odjechał gdy jej kompani namawiali go by dorzucił trochę hajsu na wódę. a może o jakieś zupełnie inne, to w sumie bez znaczenia.

po prostu jest wiele takich historii.

nasz bohater ma na imię stach i kiedy jeszcze dymiły te kominy w dużym, brudnym i zasyfiałym mieście obok, codziennie dojeżdżał tam do roboty. przy maszynie, na trzy zmiany, ale pensja była pewna i dodatek za wysługę lat. stach nie był głupi i nawet mógłby zostać brygadzistą, tylko, że brygadzistą był tam gruby, który kiedyś zapamiętał imię stacha i go polecił w kadrach za połówkę czystej. więc stach się nie wychylał i pokornie robił swoje. i byłoby pięknie, tylko że nagle wszystko się zjebało i fabrykę zamknęli a cała załoga poszła na bezrobocie. stach miał na szczęście trochę oleju w głowie, więc odszedł wcześniej i wziął odprawę, o którą się zresztą w tej historii rozchodzi, bo gruby i reszta kolegów, z którymi codziennie dojeżdżał do pracy brudnym i zasyfiałym tramwajem twierdzili, że o takiej możliwości nie słyszeli i mieli mu to za złe i klęli na niego pod sklepem gdzie przepijali swój zasiłek.

za te pieniądze stach kupił trochę ziemi i stary ciągnik, ale na gospodarce znał się słabo. a gdy po paru latach zmarła mu żona zauważył że bez niej w ogóle nie radzi sobie ze światem. więc rozpił się i przesiadywał pod sklepem, z tymi, co jak zadrę w sercu nosili tę jego odprawę. i pili razem tanie wina z plastikowymi korkami, dla stałych klientów sprzedawane nawet na szklanki.

idź stąd ty chuju, mówili, gdy przychodził z nieśmiałym uśmiechem. wypierdalaj pedale, nawet podorywki zrobić nie umiesz, krzyczeli. ale stach zawsze wracał bo tylko oni pamiętali jego imię, a sam pić nie mógł bo nie był alkoholikiem przecież.

i zdarzyło się kiedyś tak, że pękła kolejna flaszka a pragnienie palące przełyk grubego nie zostało ugaszone. pech chciał, że był dopiero 23 bieżącego miesiąca i gruby nawet jeszcze nie wyglądał listonosza co na rozsypującym się motorowerze przywoził mu rentę, więc w starym i sfatygowanym portfelu miał tylko święty obrazek. za to obok siedział stach, z tym swoim nieśmiałym uśmiechem bitego psa i przepijał odprawę co to ją za plecami kolegów z fabryki dostał. czerwona fala wściekłości zalała grubego gdy uderzał stacha butelką w głowę i płynęła dalej niepowstrzymanie gdy, uderzając raz za razem krwawym tulipanem w twarz i szyję, uczył stacha co to jest uczciwość i lojalność wobec kolegów. reszta kompanii dopingowała go okrzykami, przestali dopiero gdy drgające ciało o nie dających się rozpoznać rysach zwaliło się w piach u ich stóp.

potem uciekli.


Brak komentarzy: