czwartek, 24 września 2015

wyrzyg

mam taki śmietnik w mieszkaniu, że śpię na klatce schodowej. to dobry, chwytliwy tytuł dla pankowej piosenki. więc śmiejesz się do siebie, otwierając kolejne wino. to już chyba trzecie tego wieczora. potem nagle tracisz energię i zasypiasz a przez sen przygrywa ci muzyka dla niewidomych.
w poniedziałek spóźniasz się strasznie do pracy. częściowo przez kaca, ale bardziej przez to co widzisz w lustrze. jesteś już gotowy, buty na nogach, kontrolne spojrzenie w srebrną taflę i nagle odechciewa ci się wszystkiego. siadasz w fotelu i bijesz się z myślami. co zrobić, jak ktoś zapyta? zaśmiać się, obrócić w żart? odpowiedzieć na poważnie? 
w końcu wychodzisz, bo musisz. to mimo wszystko dobra praca.
poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek.
nikt o nic nie pyta.
po jakimś czasie w głowie pojawia się myśl: jebać to, ciało i tak idzie do pieca gdy kończymy tutaj naszą przygodę. ta świadomość podnosi na duchu, na pewien czas. potem znowu przychodzi weekend i znów śmiejesz się do siebie wesoło, odprężony, na fotelu, pijąc do nieprzytomności.
i tak huśtasz się, ze smutku w beztroskę przez kolejne tygodnie, tylko każde wahnięcie w stronę smutku jest głębsze.
aż nagle, któregoś dnia, budzisz się z myślą jasną jak nigdy dotąd: musisz szybko coś zmienić. bo wreszcie dostrzegłeś, że na końcu drogi, którą wesoło i ochoczo podążasz, czeka na ciebie, kusząco wyginając swe kształty, S.


a może wszystko było zupełnie inaczej?


III-IX 2015

Brak komentarzy: