poniedziałek, 12 października 2015

all those moments will be lost in time, like tears in rain

lubię - i chyba każdy przyzna, że nie ma w tym nic złego - założyć czasem mundur konduktora polskich kolei państwowych. stanąć przed lustrem, przyczesać wąs i poprawić błyszczący czernią daszek czapki. dziarsko wejść do pokoju i głośno, pewnie powiedzieć:
- poproszę bileciki do kontroli!
potem, przez krótkofalówkę, wydać komendę "16156 odjazd!" i ruszyć komputerowym pociągiem na szlak. i pojechać na przykład do berlina, jak ostatnio, gdy na granicy zatrzymał nas mieszany, polsko-niemiecki patrol gliniarzy. mieli jednak pecha, na tym zarastającym trawą parkingu, obok niszczejących blaszaków dawnego przejścia granicznego, oklejonych powoli blaknącymi szyldami: kantor, marki, złote.
byliśmy czyści.
ich okrągłe, pokryte kroplami potu twarze lustrowały nas przez okna samochodu, gdy porównywali zdjęcia dowodowe z rzeczywistością. nieprofesjonalna złość przemknęła niczym cień gdy okazało się, że możemy jechać dalej i zwracali nam plastikowe tabliczki z naszymi danymi.
i właśnie ten moment wybrał jeden z nas, by teatralnym szeptem obwieścić, że jest zakochany i w związku z tym przemyca przez granicę państwową motyle w brzuchu.
zaraz powlekli go na płukanie żołądka.
mieliśmy więc kilka godzin czasu by coś zjeść i napić się kawy w przydrożnej kuchni dla kierowców ciężarówek i laweciarzy w pocie czoła sprowadzających do kraju auta kupione od niemieckich emerytów, jeżdżone tylko do kościoła. a po skończonym posiłku, z pustymi talerzami w dłoniach, w duchu samoobsługi, zdezorientowani, szukaliśmy małego okienka w ścianie z tabliczką "zwrot naczyń". ale jedyne okienko nie miało żadnej tabliczki i ziało ciemnością, w której tylko majaczył blady zarys brudnych talerzy, jedna z pań bufetowych dostrzegła naszą konfuzję i ośmieliła nas tubalnym:
- tak panowie, to tam, dokładnie tam!
więc rzuciliśmy naszymi talerzami i każdy trafił z radosnym, porcelanowym brzdękiem, jakby to pękała skorupa makijażu na jej twarzy. tak żyją bracia blues, którzy nigdy nie stołują się dwa razy w tym samym miejscu. i tylko innym jest ciężko ich spotykać.


wszystko to przepadnie, jak łzy w deszczu.
roy batty miał całkowitą rację.

Brak komentarzy: